piątek, 30 września 2016

Nostryfikacja dyplomu fizjoterapeuty w UK od A do Z

Autostopem przez Turcję cz.I - "zadyma" w Troi ;)

Wyruszyliśmy z górzystego Bolu-uniwersyteckiego kampusu , zaraz po  tym jak stopniał śnieżek...tak właśnie śnieżek bo w Turcji jest bardzo górzyście i bywa biało. Pierwszego stopa złapaliśmy w ciągu pół godziny i dalej już poszło, łatwiej być nie mogło. Nidy nie przypuszczałam, że podróżowanie autostopem w Turcji jest tak proste, pomijając fakt mojej białej głowy no ale miałam dobrą obstawę , 3-miesięczny darmowy kurs języka tureckiego, bardziej w praktyce niż w teorii no i portfel NIE wypchany dolarami ;)
Po drodze do Canakkale i Troi.. miły starszy pan który nas podwoził kompletnie nami oczarowany dosłownie zmusił innego kierowcę ciężarówki do zabrania nas na pake. W związku z tym, że nie mógł już dalej rozkoszować się naszą obecnością i smrodem moich kulapet kazał nam przylepić nasz wygryziony i wypluty kawałek kartonu z nabazgraną nazwą miasta CANAKKALE na bocznej szybie swojej ciężarówki, co miało nam ułatwić dorwanie następnego stopa. Koleś był tak zdeterminowany aby nam pomoc , że trąbił na każdego mijanego kierowce wskazując nasza kartkę, dyndającą na szybie. Kierowcy kręcili głowami dając nam do zrozumienia,że nie podążają w naszym kierunku. W pewnym momencie ni to z dupy ni z pietruchy, w granicach bezczelności i delikatnego podkurwienia nasz kierowca po wyminięciu starego rzęcha zajechał kolesiowi dosłownie drogę i zmusił go do zabrania nas na pake . Koleś średnio zadowolony machnął do nas łapą i przygarnął..posuwając 30km/h przez 2 godziny ze znudzoną życiem miną przy maksymalnie dozwolonej prędkości tj. 80km/h. Knuliśmy ostro jak się teraz z tego grata wydostać i nie urazić kolesia..bo przy takim tempie to idź pan w ch.. daleko byśmy nie zajechali a zachód słońca był już tuż tuż .Łamanym tureckim wytłumaczyłam kierowcy,że jest zmiana planów , że robi się ciemno i wyskakujemy w następnym miasteczku, gdzie zatrzymamy się o znajomych. Podziałało..a nam szybko udało się dorwać kierowce można powiedzieć "rajdowego" jak na tureckie standardy jazdy.

CANAKKALE jest prowincją położoną w zachodnio-północnej Turcji nad morzem Marmara i morzem Egejskim i najwęższym miejscu cieśniny Dardanele.
 W CANAKKALE kimaliśmy 2 noce u studentow medycyny 5 roku..warunki 1 klasa..dym wychodzil drzwiami i oknami bo przywitali nas Sziszą-turecką fają wodną, którą jarali nałogowo zapijając tudzież mocniejszymi trunkami. Chłopaków znaleźliśmy na coachsurfingu , bardzo w pytkę stronka ,tu macie linka  https://www.couchsurfing.com/  Chłopaki liczyli na ostrą banię z europejskimi studentami..widocznie znali ich możliwości jednak tym razem się przeliczyli i rozczarowali..bo my uwalamy się przygodą i adrenaliną,życie to podróż ale nie na fazie..co mi z urwanego filmu, kaca moralnego, sponiewieranej wątrobie i straconego pięknego następnego dnia. Życie to sztuka wyboru a każdy wybór niesie ze sobą jakieś konsekwencje ..ja je projektuje tak jak tego chcę. Ps. Ale lekcje z palenia fajki mam zaliczone czego efektem było zakupienie Fajki-tj . pełnej "profeski", dużych gabarytów, arabski tytoń gratis i nie jest to jakiś szajs wciskany turystom, gdyż przy zakupie towarzyszył mi mój zajebisty turecki nauczyciel Fatih, także transakcja udana. Dziś moja piękna turecka fajka liczy sobie 3 lata i sprawuje się nienagannie przy okazji powrotów włóczykija do doliny muminków;) A dla mniej wtajemniczonych gości rodzice przyjeli wersję, iż fajka robi za "wazon" ozdobny haha , żeby nie było, że maja w domu "ćpuna", takie uroki już życia w niewielkim miasteczku, gdzie czas się zatrzymuje na dłuższą chwilę. W związku z tym, że daleko mi do jakiegokolwiek uzależnienia ( pomijając podróże i muzykę) , nie jestem palaczem ani pijakiem co tym bardziej uderza kiedy raz na ruski rok odpalam sziszę pod altaną i "jaram jak smok" jak to nazywa mój papa smerf.Nazwałabym siebie wirtuozem podróży , lubię poznawać odmienność innych kultur, czasem ją tylko toleruję a czasem akceptuje( co oznacza min. wdrażaniem w życie).Ja po prostu afirmuje życie.joł.
Truva czyli Troja była następnym przystankiem...tam doszliśmy juz z buta a słońce wstrzykiwało nam epickie dawki witaminy D  i szkliście malowało skórę. Pod drodze do Troi wyszedł nam na powitanie..dziki zółwik..zrobiłam mu małe tuli tuli , strzeliłam sobie z nim selfiego i pomogłam przetransportować na drugą stronę drogi;) Pazerną Niemkę ksywa Helga ;) ( kompana połowy naszego tripa) potraktował  siuśkami heh nom podobno zwierzęta robią takie psikusy kiedy się zwyczajnie boją..bądź wyczuwają diabeły.."bo to zła kobieta była" ;) Truva - Troja niczym mnie nie powaliła..łzy nie uroniłam ,w gaciach mokro nie miałam...dobre miejsce na kontemplację i ewentualnie dla pasjonatów historii z dużą wyobraźnią. Wyobraźni mi nie brak , podstawową wiedzę historyczną mam a nawet więcej..partnera, który jest jak dotąd najbardziej oczytaną osobą jaką znam , a historię zna i opowiada z taką magią jak ten dziadek z reklamy cukierków werther's original.. może to i głupie ale taki mi się kojarzy;)
Troja położona jest na półwyspie Gallipoli ,to współczesne stanowisko archeologiczne w Turcji i tak właśnie wygląda, pełno wykopów , rozkopów i niezbyt dobrze zachowanych już ruin starożytnego miasta na wzgórzu Hisarlik. Ciekawostka : Troja jest wpisana na listę dziedzictwa kultury UNESCO.Jak mówi legenda w oparciu o dzieła Homera to Troja została zdobyta podstępem przy użyciu konia trojańskiego. Pamiętajcie, że to To tylko legenda a przedstawiona postać tego kunia ludzkim wyobrażeniem."Bo fantazja jest od tego aby bawić się na całego"( co nie oznacza wcale , że ja w to nie wierzę ;)Ludzie walczą od stuleci , jedni dla władzy, inni honoru jeszcze inni z miłości. Ludzie to wojownicy jak i wielcy architekci co jedno nie wyklucza drugiego.
Głównymi atrakcjami w tym regionie były muzea archeologiczne ( bardzo polecam i warto wyrobić sobie kartę wstępów do takich muzeów, kosztuje kilka lirów a uprawnia do wstępu do większości muzeów w Turcji) , piękne ogrody z dobrze zachowanymi z tamtych czasów kamiennymi posągami i ten nieszczęsny koń trojański a raczej jego dwie wierne "repliki" lub odwzorowania . Ta z Canakkale została zrobiona dla potrzeb filmu "Troya" i nie da rady do niej wejść. 





 



Dupsko Trojana ;D


Ziomki z couchsurfingu. niezłomni studenci V roku medycyny.
 

Shisha lub Nargilla jak kto woli i szybki tutorial buchania.



Konik Trojański z Canakkale.
"kamyki"
i więcej "kamyków" ;D
 
Makieta zabudowy starożytnej Troi.... "kamyki" są historią.

baza postojowa batmana...zwijamy mandżur i zawijamy dalej !






poniedziałek, 26 września 2016

TURCJA : AFIJET OLSUN "MY" ARKADASLAR (Smacznego mój przyjacielu )!!



Ze słowiańską urodą jest tu dużo łatwiej, białogłowa ma zniżki i podwójne porcje( ale musiałam uważać żeby mi dupsko nie urosło;) Jedzenie jest bardzo syte a desery bardzo przesłodzone. Sytuacja podobnie wygląda z piciem czarnej herbaty a raczej CZAJEM (çay-czyt. czaj), jest nieziemsko słodka aż do pożygu. Pije się ją w małych szklaneczkach , gdzie ponad pół szklanki stanowi cukier, do wszystkiego idzie się przyzwyczaić ( choć osobiście nie używam cukru od wielu już lat ale miodek mi to rekompensuje w 100% ;).Turcy twierdzą ,że czaj ochładza organizm, coś w tym musi być skoro w kraju , w którym "wszyscy" robią się na brąz a wysokie temperatury gotują krew  w żyłach piję się hektolitrami gorącą herbatę zamiast coca-coli z lodem.
 W Turcji to już rytuał a nie zwykłe picie herby. Ze tego względu, iż strasznie gościnny to kraj , herbatę często i gęsto dostaniesz za darmo.
Natomiast jeśli idzie o kawę (kahve) to trzeba zaznaczyć, że ma zupełnie odmienny smak od kawy , którą pija się w Europie. Jest bardzo gęsta,mocno aromatyczna często parzona z kardamonem.
Ale najfajniejsze było nie same picie a wróżenie z fusów kawy ( kahve fali).Po wypiciu kawy odwraca się filiżankę do góry dnem po czym odczytuje się znaczenie obrazków powstałych z fusów.Wróżenie z fusów jest częścią tureckiej tradycji picia kawy, jedni w to wierzą inni robią to tylko "for fun" , dla towarzystwa. Głównie bawią się w to kobitki, jednak mi akurat wróżył chłopak-student fizjoterapii z mojego uniwerku tj. Abant Izzet Baysal University, który leży w górzystym Bolu wysuniętym bardziej na północ Turcji i gdzie robiłam drugi rok studiów z fizjoterapii.
Nom. a z fusów urodził mi się czarny rumak... miał oznaczać wolność bądź zupełnie odwrotnie tj. pojawienie się mężczyzny, który mnie zniewoli choć wolę wersję : który będzie moją wolnością."Świat milionem barw malowany, każda chwila nazbyt droga aby błądzić między mirażami dlatego wierzę .." nom więc każdy wierzy w co chce ja chyba najbardziej w przeznaczenie, no i  co jak co pojawił się "stalowy"rumak , którego wolnością miałabym być...Tyle w temacie ;)
Jest jeszcze jeden napój, mój ulubieniec sahlep
 ( czyt. salep).Pierwsze wrażenia smakowe- gorąca , mocno aromatyzowana kaszka manna z dodatkiem cynamonu i innych tajemniczych przypraw.Ale salep to nic innego jak napój z bulw storczyka gotowany na mleku stosowany również jako afrodyzjak i taki substytut zimowego grzańca.



Rytuał parzenia czaju ( çay- czarna, turecka herba)

Samowar turecki-model "modern" 

Laski z akademika xD 

Baba( czyli ojciec ) wrzuca barana na ruszt. Nie pogardziliśmy;)


Ayran(czyt, ajran) Turecki słony jogurt-narodowy napój.
Świetnie łagodzi tu działanie piekielnie ostrych potraw.

Sahlep (czyt. salep). Jedni piją dla smaku, inni na przeziębienie. 

Gözleme (czyt. guzleme) Mój "the beściak". TradycyjneTureckie placki tutaj z najbardziej powszechnym,zajebistym nadzieniem: szpinakiem i słonym serem owczym(feta). Wystrzelą twoje kubki smakowe w kosmos. Są tez wersje mięsne i grzybowe.Bajka.

Biały ser made in Turkey ! Pięknie opakowany,
to chyba skóra jakiegos zwierza była..
Ser kozi albo owczy ..wybaczcie Panie i Panowie
 wczesną demencje ;)

Czekając na gozleme można sobie podejrzeć cały proces ich powstawania.
 Z tyłu jak widać na załączonym obrazku- grube tureckie baby,  
wielki kamienny piec w kształcie półkola  i wielki blaszany okap.
 Gorąco mają kobiety tam bo pocą się jak nogi nocą  a kolejki wygłodniałych hien są porażające . Ale warto czekać na takie przysmaczki.Cena ok.4 liry.

Zostaliśmy zaproszeni na grilla do Düzce. Dojechaliśmy tam autostopem. 
Straszne obżarstwo i przecudni, gościnni ludzie. Tyle w temacie.



KahvaltI ( czyt. kahwalty) A w Stambule ugoszczono nas tak.
Śniadanie mistrzów:fryty , smażony bakłażan( podstawa w kuchni tureckiej),
oliwki, jajca i obowiązkowo biały owczy serek ( mój ulubiony )

Istanbul- na czaju jak na haju ..z super ludkami.
" Ci sami ludzie i miejsca nie powrócą już.."

Typowe nakrycie stołu -pewne rzeczy pozostają pięknie niezmienne.









Po drodze do Kapadocji na herbatce z przesympatycznym Arabem( wiem! nie wygląda),
kiedyś pilot odrzutowca ,dziś już tylko kierowca ciężarówki 'NIE-bombowca;).
Dorabia na emeryturce...




Kolacyjka 1 klasa : pieczone ziemniaki, grzyby
 oraz Aci sivri czyli zielone papryczki, przy czym Aci oznacza ból .  
Tłuste i pyszne a gęby mi nie wypaliło ;)

Kebaba przysyłaj...z barana się wie- shish kebab ( czyt.szisz) 

Lahmacun ( czyt. lahmadżun) czyli turecka pizza .Jak dla mnie najsmaczniejsze choć tak proste wydanie pizzy.Chrupkie , lekkie, świeże warzywka lub sama pietrucha,a wszystko skropione sokiem z cytryny.Jedno słowo: CUDNE! Cena śmieszna, tylko 2 liry tj. 4 zł. 
Porównując do tego co serwują nam u "turasa "w Polszy to serwują dziadostwo Do większości takich dań potrzebny jest piec kamienny ,takiego nie znajdziesz w "Polskim Tureckim fast foodzie" Buu;(

Ekmek to inaczej chleb .
 Daleko mu do chleba, smakuje jak wysuszona , purchata bagietka.
W Turcji podają ją do wszystkiego. Zwykły zapychacz.

Mercimek Çorbası( czyt.merdzimek czorbasy) 
To nic innego jak zupa z soczewicy z sokiem z cytryny.
Tutaj to klasyk.

Mój numer 1,Baklava (czyt. baklawa)
Drobno pokrojone orzechy w tym pistacje mniam skąpane w miodku,
 czyli to co misie lubią najbardziej. Należy do łakoci z wyższej półki tu w wersji home-made W upalne dni podawana jest tu z lodami. Życie jest krótkie..zacznij od deseru xD
Udało mi się dorwać całkiem wierną smakowo oryginałowi wersję baklawy w  Anglii,
w azjatyckich marketach tudzież tureckich sklepikach ;)





Coś dla górołazów i "śniegolubisiów" -Rhone-Alpes we Francji

W moich żyłach krew puszcza się z winem ale iskrzyć nie będzie bo jak na burżuja sięgam po towar z wyższej półki czy mnie stać czy nie to wątroby ze stali nie ma , dziś jesteś jutro Cie nie ma.
Wino niby 1 klasa a dla mnie jakieś francowate poidło tyle, że z jakąś tam apelacją. Czy czuje bukiet kwiatów rozpływający mi się ustach? Nie ale ważne , że zrobi mi dobrze.
W oka dnie jak w studni odbija się twoja twarz...

I nastąpiła reinkarnacja z samotnego pingwina w kimaka górskiego. Coś we mnie umarło, aby zrobić miejsce dla czegoś, kogoś innego.  Miesiąc temu postawiłam swoją małą kulapetkę na żabojadzich ziemiach. Niby w pogoni za marzeniami, karierą. A tak naprawdę choć jeszcze dobrze się nie rozkręciłam to już zdążyłam się wypalić w zawodzie fizjo. Natomiast marzenia kopulują w mojej głowie noc i dzień totalnie poza kontrola rodząc to nowe i nowe. Moje życie to podróż i choć chciałabym się stać czyjąś księżniczką choć na krótką chwilę to książe musiałby być" 2 minutes behind me" wymachując lassem na swoim stalowym rumaku w celu podjęcia próby ujarzmienia swojej księżniczki.
 Nie czuję tu czaczy, nie potańczę na tym parkiecie zbyt długo. Nie jestem normalna to wiem na pewno.Nie szukam stabilizacji tylko nowej obiecanej mi ziemi. Każdy ma swój kawałek podłogi snując się w domach z betonu i chodując roślinki, które przemienią się i tak z czasem w złote paprocie żywca wyjęte z Jurassic Parku. Ja czuję dziki zew natury, którego nie dam w sobie zamurować. Wciąż szukam swojego miejsca na ziemi paradoksalnie spoglądając w gwiazdy-"Sky is the limit". Chyba pyłem gwiezdnym jestem, w końcu z pyłu powstałeś w pył się obrócisz.
Zazwyczaj wytrzymuje max rok w jednym miejscu. I już słyszę jak cygańskie tabory jak grają mi w duszy .Mój nowy stary narzeczony zawsze żartował, że pójdę z autobusem arabów heh. Jakoś mnie ta wizja szczególnie nie kręci ;) Choć dopóki nie spróbujesz życia to skąd masz wiedzieć jak smakuje.
 Z Francją jest inaczej, nie wytrzymam tu roku na pewno! Ludzie są depresyjni, praca mnie dopierdala, choć ciężko to nazwać pracą kiedy Ci nie płacą. Ale taka kochanie twej włóczęgi cena. Ale miejsce bajeczne dla górołaza i "śniegolubisiów ".